1. P. Alma - [']
2. Bidwell - dogrzebałem się w "Newsweeku" tekstu, którego fragmenty mnie "zahaczyły": "Polska przyjęła twardy stalinowski kurs, a Bidwell – wbrew stanowisku Zachodu – otwarcie poparł działania władz komunistycznych znoszące ostatecznie odrębnosć Ziem Odzyskanych. Brytyjska ambasada oskarżyła go o działanie na szkodę własnego państwa.
Sekretarz generalny British Council powiedział wprost: George ma unieważnić małżeństwo z Anną i wyjechać do Indii. Ten się jednak nie ugiął – zrezygnował ze stanowiska i oddał brytyjski paszport. W wieku 45 lat został Polakiem. Dla komunistycznych władz jego sprawa natychmiast stała się łakomym propagandowym kąskiem. Dlatego od razu przydzielono mu samochód, pięciopokojowe mieszkanie oraz posadę wykładowcy na Uniwersytecie Warszawskim. Pracował też jako spiker audycji anglojęzycznych w Polskim Radiu, poprawiał teksty wydawane po angielsku. I dopiero tam uswiadomił sobie, czym jest realny socjalizm."
...i dalej...
"Byli [Bildwellowie] bardzo uczynni – mówi Lucyna Marszałek, mieszkanka Przesieki. – Jak trzeba było kogos zawieć do lekarza, pan Bidwell nigdy nie odmawiał. Gdy jego żona nie dawała już rady z pracą w kurniku, rozdała ptactwo sąsiadom za darmo.
(...)
Do Owczego Dworu przyjeżdżało sporo studentów. Gosci zapraszano do srodka, podawano herbatę. George chętnie odpowiadał na pytania, a nawet prowadził wykłady z literatury angielskiej. (...) Felietony [Z notatnika pisarza na wsi] spełniały ważną funkcję. To, co Bidwell opisał, zaraz starano się poprawić. – Sąsiedzi szybko zauważyli, że władze liczą się z ojcem. Przychodzili z prosbami, by pojechał do komitetu i cos załatwił. Wiedzieli, że jak on poprosi, to władza zrobi wszystko – dodaje Sybilla."
...potem w artykule czytam sobie tak...
"Myslę, że Przesieka była ucieczką – wspomina Sybilla Bidwell. – Ojciec zdał sobie sprawę, że socjalizm ma wady, których nie da się poprawić. Myslał, że na wsi zazna spokoju.
(...)Stan wojenny całkiem go załamał. Przestał pisać. Zmarł kilkanascie dni po wyborach czerwcowych w 1989 roku."
i na koniec trafia mnie taki "drobiazg"...
"O Bidwellu przypomniała grupa pasjonatów z Rady Odnowy Przesieki. Kilka lat temu naprzeciwko Owczego Dworu ustawili kamień z pamiątkową tablicą. Obecna włascicielka domu, buddystka z USA, ostro zaprotestowała. Kamień miał wywoływać złe bioprądy przeszkadzające w medytacji. Poza tym – jej zdaniem – upamiętniał komunistę. Tablica szybko zniknęła. Po kilku dniach zniknął też kamień. Sprawę poruszono na zebraniu wiejskiej społecznosci. Pojawił się pomysł, by Bidwell został patronem jednej z ulic. Wtedy ktos rzucił, że przecież był „komuchem” i agentem polskiego wywiadu. Temat w 2003 roku podchwyciła „Gazeta Wrocławska”, spadkobierczyni „Gazety Robotniczej”, w której Bidwell publikował felietony. Doszło do procesu. Córki Bidwella oskarżyły redakcję o naruszenie dóbr osobistych. I wygrały.
W archiwach wrocławskiego oddziału IPN jest notatka mówiąca o założeniu sprawy obserwacyjnej 5248, dotyczącej figuranta BG. Choć od lat był Polakiem, esbecy wciąż uważali go za Anglika. Werbowali agentów wsród mieszkańców wioski. Z dokumentów wynika, że sledzili Bidwella przez wiele lat. Jeden z funkcjonariuszy zamieszkał nawet w bezposrednim sąsiedztwie. Mógł pracować w domu, bo ze swojego okna widział, kto i kiedy odwiedza Owczy Dwór.
Mimo że Bidwell słabo mówił po polsku, za poręczeniem Antoniego Słonimskiego przyjęto go do Związku Literatów Polskich. Jego książki wydano w nakładzie półtora miliona egzemplarzy. Dziesięć z nich napisał w Przesiece, ale to wciąż za mało, by jego imieniem nazwać jedną wiejską ulicę. "
...
No pięknie... czuję się tak, jakbym zbudował most nad wyschniętą rzeką
...
Rozumiem, że wszyscy w Przesiece doskonale znają i sprawę i artykuł, a to tylko ja się wyrwałem jak Filipek z lnu.. Cóż...
...
Hmm... No dobrze... Pogadam z sąsiadami...
P.S. Autorem Artykułu jest naturalnie Przemysław Semczuk.
Cały tekst w dalszym ciągu dostępny na
http://www.newsweek.pl/artykuly/wybralem-pol(s)ke,37975,4