2007-05-02 godzina ok.
19.30 – Idziemy w kierunku Przesieki. Tam zachodzimy do Misia. Po długiej drodze trzeba się w końcu porządnie posilić, zrelaksować i dać odpocząć nogom. Do punktu początkowego, czyli do Warszawianki wrócilismy przed godziną 22. Czyli wnioskuję, że dosyć długo w tym misiu się relaksowalismy i odpoczywalismy. Szczerze mówiąc to nie pamiętam

Ale tak myslę, że większosć czasu po wyprawie tam własnie spędzilismy. Na gorąco mielismy w końcu co wspominać i analizować. Liczymy sobie, jaką trasę przeszlismy, w jakim czasie i jakie przewyższenie pokonalismy. Większosć obliczeń możemy jedynie szacować. Brak nam jakichkolwiek przyrządów do okreslenia dokładnych danych. I tak na pierwszy rzut oka pokonalismy w przybliżeniu prawie jakies 30 km. Zajęło nam to z wieloma przystankami i przerwami około 12 godzin. A różnica między najwyższym a najniższym punktem nad poziomem morza to 800 metrów a może nawet kilkanascie metrów więcej. Nie zwracając jednak uwagi na te dane oswiadczam, że liczą się inne rzeczy, jakie pozostają po takiej zdrowej i przyjemnej dla ciała i ducha wyprawie. Aktywny wypoczynek w takiej postaci polecam wszystkim. Oczywiscie nie codziennie, ale jak ktos wyjeżdża w góry na 3-4 dni to nic nie stoi na przeszkodzie, aby jeden dzień spędzić ze znajomymi, z rodziną własnie w ten sposób jak opisałem wyżej. Wszystko oczywiscie w granicach możliwosci uczestników wyprawy. Nie ma nic gorszego niż zniechęcenie wyprawą spowodowaną zmęczeniem, zmarznięciem, zamoknięciem i przewianiem. Chodzi o to by czerpać z aktywnego wypoczynku i z bycia na łonie natury radosć. Zbliża się koniec dnia i koniec pobytu w Karkonoszach. Następnego dnia trzeba wracać do domu

Ale plany następnych wycieczek już są omawiane, pomimo tego, że jeszcze nie zakończylismy obecnego pobytu. Plany planami, a życie pokazuje swoje. O dziwo następnym razem w Karkonoszach miałem być okazję już w czerwcu

i dobrze, bo wydawało się, że będzie to dopiero padziernik lub listopad.