Ten stan rzeczy powoduje w praktyce sytuację, że przeciętny przewodnik z Jeleniej Góry zupełnie nie zna Gór Opawskich, Głuchołaz czy Prudnika, a przewodnik z Kłodzka Gór Izerskich, których to szczegółowa znajomosć leży w zakresie posiadanych uprawnień przewodnickich. To nie jest wyssane z palca. Stwierdziłem to w rozmowach z nimi. Niektórzy są też przodownikami turystyki górskiej i spotykamy się na zlotach i innych imprezach. Zresztą po co przewodnikowi np. z Lądka Zdroju szczegółowa znajomosć zabytków powiedzmy Gryfowa ląskiego, położonego na drugim krańcu Sudetów, skoro jest rzeczą niemal pewną, że nigdy tam wycieczki nie poprowadzi? Kiedys istniał na przykład odrębny Przewodnik Ziemi Kłodzkiej. Komus to widać przeszkadzało...
Z ogromu tego całego obszaru powinni doskonale zdawać sobie sprawę autorzy Słownika Geografii Turystycznej Sudetów, do którego zbieranie materiałów i ciąg edycji trwa już dziesiątki lat. A jak wyglądają w praktyce takie kursy organizowane na miejscu, np. w Jeleniej Górze? Oto jedna z opinii samych kursantów.
ródło => http://saldek.mojeforum.net/viewtopic.php?t=2Mnie najbardziej denerwuje sprawa naszych wycieczek. Mianowicie dużo biegania, mało tresci. Większosć naszych wycieczek przypomina raczej szkolenia kondycyjne, lub też szkolenia goprowskie (Stóg Izerski).
Dlaczego jest tak, że przewodnicy przekazują nam minimum wiadomosci gubiąc przy tym szlak po drodze? Przecież takie wycieczki możemy robić sobie sami i smiem twierdzić, że nasza wycieczka samoszkoleniowa w Miedziance była bardziej tresciwa niż np. na Grzbiecie Kamienickim.
Na palcach jednej ręki można policzyć wycieczki, z których cokolwiek się "wynoisło".
Warto by było poznać również srodkową i wschodnią częsć Sudetów, a jak do tej pory ni widu ni słychu, a egzaminy coraz bliżej.
Ten stan rzeczy powoduje w praktyce sytuację, że przeciętny przewodnik z Jeleniej Góry zupełnie nie zna Gór Opawskich, Głuchołaz czy Prudnika, a przewodnik z Kłodzka Gór Izerskich, których to szczegółowa znajomosć leży w zakresie posiadanych uprawnień przewodnickich. To nie jest wyssane z palca. Stwierdziłem to w rozmowach z nimi. Niektórzy są też przodownikami turystyki górskiej i spotykamy się na zlotach i innych imprezach. Zresztą po co przewodnikowi np. z Lądka Zdroju szczegółowa znajomosć zabytków powiedzmy Gryfowa ląskiego, położonego na drugim krańcu Sudetów, skoro jest rzeczą niemal pewną, że nigdy tam wycieczki nie poprowadzi? To tak, jakby od kandydata na przewodnika po Poznaniu wymagać szczegółowej znajomosci Wrocławia i tam poddać go egzaminowi praktycznemu z oprowadzania wycieczki po obiektach zabytkowych.
No i dzięki temu doszło do sytuacji, że nie powstały koła sudeckie poza Dolnym ląskiem, kiedy jedoczesnie w tych samych czasach i w tych samych warunkach powstały liczne SKPB. Jak to było możliwe? Bo na zdrowy rozum to cos tu wyranie nie zagrało! No i teraz mamy to, co mamy: Przykładowo Wielkopolski Klub Przodowników Turystyki Górskiej od wielu lat organizuje zloty, wycieczki i szkolenia dla przodowników i kandydatów na przodowników turystyki górskiej po stronie czeskiej Sudetów, albowiem tam taniej, dużo lepsza baza noclegowa i żywieniowa, sprawna komunikacja publiczna, a ponadto na większosci obszarów górskich po polskiej stronie Sudetów przepis nam nakazuje wynajmować zawodowego przewodnika "żebysmy sobie krzywdy nie zrobili". No to jedzimy do Czech. Tak robi większosć klubów górskich a także przedsiębiorców turystycznych z Poznania i Wielkopolski. Wystarczy zajrzeć stronę Klubu Sudeckiego czy stronę WKPTG PTTK => http://wkptg.poznan.pttk.pl/pliki/zloty.html
I tak na przykład na kolejne Zloty Przodowników Turystyki Górskiej Ziemi Wielkopolskiej jedzi z nami dwóch filmowców, którzy nakręcają filmy o zwiedzanym terenie. Te filmy są póniej kilkakrotnie emitowane w naszej poznańskiej telewizji. I robimy oczywiscie reklamę dla czeskich przedsiębiorców turystycznych. Również uczestnicy wycieczek, zlotów i szkoleń dają zarobić Czechom - tam korzystają z noclegów i gastronomii, kupują pamiątki, bilety do muzeum, na wyciąg, na przejazdy itp. Musimy tam sobie organizować turystykę, bo w Polsce by było to nielegalne. Więcej na ten temat => http://www.ksp.lanet.wroc.net/kurioza.htm
Czy to naprawdę korzystne dla Sudetów, że pewne układy w swoim czasie pozwoliły zaistnieć tylko jedynemu hermetycznemu Studenckiemu Kołu Przewodników Sudeckich we Wrocławiu, kiedy jednoczesnie SKPBeskidzkich jest w kraju wiele? Turystyka górska, zwłaszcza młodzieżowa i akademicka w Sudetach (po ich polskiej stronie, nie w Czechach!) pozbawiona współpracy i zdrowej rywalizacji osrodków akademickich, niestety przegrywa z Beskidami. Dodatkowo ta turystyka jest, za przeproszeniem, upieprzana, za pomocą głupich przepisów i w majestacie prawa. Takie są fakty. W Sudetach nie ma już w praktyce studenckiej bazy noclegowej, kiedy jednoczesnie liczne Studenckie Koła Przewodników Beskidzkich prowadzą w Beskidach chatki studenckie i sezonowe bazy namiotowe, promują region Beskidów w swoich osrodkach akademickich w głębi kraju. A czy jedyne słuszne wrocławskie SKPS w jakis znaczący sposób promuje Sudety wsród studentów w Opolu, Poznaniu, Kaliszu czy Zielonej Górze? Czy uruchamia choć jakąs sezonową bazę noclegową dla studentów? Jesli komus cos o tym wiadomo, to chętnie się dowiem.