Strona 1 z 1

Karkonosze 1945 r.

: pn mar 30, 2015 4:21 pm
autor: arkuba
Chciałem podzielić się lekturą ciekawego tekstu, który znalazłem w sieci i pozwoliłem sobie przetłumaczyć. Opisuje on moment wkroczenia na teren Karkonoszy Rosjan w maju 1945 r. z punktu widzenia podgórzyńskiego pastora.
Oryginał: Ostdokumentation 1/188, Bundesarchiv Koblenz

: pn mar 30, 2015 4:22 pm
autor: arkuba
Nr 134: Procedury ewakuacyjne w wioskach karkonoskich i wydarzenia w trakcie wkraczania wojsk rosyjskich.

Sprawozdanie pastora Dr. Johannesa Saßa z Podgórzyna, Okręg Jelenia Góra, Dolny Œląsk.

6 kwietnia 1951 r.


W ostatnich dwóch latach wojny znacząco wzrosła ilosć mieszkańców górskich wsi. W licznych pensjonatach mieszkały setki uchodŸców, którzy zostali wykwaterowani z zagrożonych miast lub też dobrowolnych uciekinierów szukających kryjówki w górach, które stały się schronem przed bombardowaniami Œląska. Niezwykle uderzającym, a potem katastrofalnym, był fakt, że w każdym domu podłogi i pokoje wypełnione były walizami i skrzyniami przybyszów, którzy chcieli je w ten sposób tutaj przechować. Stały się one póŸniej łatwą zdobyczą dla najeŸdŸców.

Bezpieczeństwo górskiego schronienia zostało poważnie zagrożone w momencie przybycia Rosjan do podnóża Karkonoszy. Stąd w lutym 1945 r. Kreisleiter okręgu jeleniogórskiego wydał rozkaz opuszczenia górskich wsi. Na dzień 27 lutego wyznaczono datę całkowitego, bezkompromisowego opróżnienia wsi Podgórzyn i Przesieka (Giersdorf i Hain). UchodŸcy, miejscowe kobiety i dzieci oraz niedołężni starcy mieli zostać przetransportowani specjalnymi pociągami do Kraju Sudeckiego.

Zabierajcie tylko najbardziej potrzebne rzeczy!
Nie słuchajcie żadnych panikarzy, którzy opowiadają Wam, że znajdziecie się na ulicy. Oni staną przed surowym sądem doraŸnym, który nie zna wyrozumiałosci.
Macie tu wrócić. Wrócicie tu! Pewnosć zwycięstwa, którą podarował nam Führer w swojej ostatniej proklamacji, jest w Was.
Szczęsliwej podróży życzy Wam
Hans-Christoph Kaergel, Ortsgruppenleiter.


Większosć uchodŸców poddała się rozkazowi, inaczej nie dostaliby racji żywieniowych. Miejscowa ludnosć przynajmniej tej ostatniej odezwy nie posłuchała. Została na miejscu, unikając tym samym strasznego losu, czekającego na nich w Czechosłowacji.

Ja również pozostałem w poczuciu odpowiedzialnosci za wspólnotę, choć niektórzy protestanccy sląscy duchowni uciekli ze swoich zborów na zachód, gdzie szybko znaleŸli zatrudnienie.

W marcu i kwietniu 1945 r. front znacznie się przybliżył. Codziennie do wioski przybywały tabuny uciekinierów z ogarniętych walką terenów. Horror ostatnich dni można było wyczytać z ich twarzy. Głodni i zmęczeni, szukali po drodze zakwaterowania dla siebie i swego żałosnego dobytku.

Pomocy szukali także ranni żołnierze, których Rosjanie nie pojmali, lecz teraz scigali.

W tamtych dniach pastorówka stała się azylem dla uchodŸców. Nasze pokoje cały czas zajmowali nocujący goscie, którzy otrzymywali nie tylko schronienia, ale także wyżywienie. Wszyscy byli wdzięczni za otrzymaną w pastorówce pomoc i poradę.

Na początku maja 1945 r. Rosjanie oddaleni byli od stolicy okręgu, Jeleniej Góry o jedynie 10 km. Huk dział słychać było w dzień i w nocy. W tamtej chwili ogromnego zagrożenia spakowalismy najcenniejsze rzeczy, ubrania, bieliznę, naczynia i tym podobne rzeczy, wszystko, co było niezbędne. Schowalismy to wszystko w pustym murowanym grobowcu na przylegającym do koscioła cmentarzu. (Do grobowca póŸniej wdarli się pewnej wrzesniowej nocy Rosjanie i wszystko zagrabili.) Inni mieszkańcy wsi najcenniejsze rzeczy zakopali na swoich działkach lub zamurowali w piwnicach. Stacjonujące w domu SS cały czas prosiło nas, bysmy uciekali, przewidując dla mnie jako pastora złowrogi koniec, gdy przyjdą Rosjanie. Mimo tego, nie przestraszyłem się i byłem skłonny przyjąć to, co zgotuje mi Bóg.

Jednym z ostatnich ponurych obrazów tamtych dni był przemarsz silnie strzeżonych żydowskich więŸniów obozu koncentracyjnego, przechodzących obok naszej pastorówki w kierunku zachodnim, milczący orszak rozpaczy. Na niektórych wozach ciągniętych za liny przez tuzin więŸniów, siedzieli bezbronni starcy, chorzy i małe dzieci. Za nimi szli inni, wlokąc za sobą toboły, większosć bosa i wyniszczona. Nikomu z miejscowych nie wolno było zamienić z nimi ani słowa, ani dać choćby łyka swieżej wody.

Przedostatniej nocy wojny przez naszą wies przeszły większe jednostki policji. Oni też byli umęczeni długim marszem. Na twarzach mieli wypisaną desperację, a mieli jeszcze do przejscia 20 km do czeskiej granicy w Szklarskiej Porębie. Raczej nie dane im było przeżyć krwawej jatki zgotowanej w Czechach.

Następnej nocy, na ucieczkę autobusami zdecydowało się stacjonujące w naszym domu SS, nie informując nas o tym.

Tak więc zaczął się ostatni dzień wojny. Na wsi zapanowała obezwładniająca cisza. Nazajutrz przez radio ogłoszono zawieszenie broni. Do tej chwili w Karkonosze nie dotarł żaden wrogi żołnierz. Z wielkim napięciem oczekiwalismy przybycia Rosjan.

Do wsi wkroczyli po południu 9 maja. We wszystkich domach wywieszono białe flagi. Miejscowi byli całkowicie zdyscyplinowani, ze strony niemieckiej nie padł żaden strzał, który mógłby sprowokować jakiekolwiek gwałtowne działania. Żołnierze rosyjscy, w większosci piętnasto-, szesnastoletnie młokosy, uzbrojeni w karabiny maszynowe, jechali na rowerach prowadząc kolumnę wroga. Byli pijani, tak jak i idące za nimi oddziały, rozbijali się na rowerach i panoszyli się po całej wsi. Przed godziną 14:00 pierwsi Rosjanie weszli do pastorówki. Stałem w holu przy telefonie. Jakis Rosjanin wyrwał mi natychmiast słuchawkę z ręki, sprawnie odkręcił membranę, przez co aparat nie nadawał się już do użytku.
Największy problem przy wszelkich spotkaniach z Rosjanami stanowiło wzajemne zrozumienie się. Jako, że nikt z nas rosyjskiego nie znał, na wszystkie pytania moglismy odpowiadać tylko wzruszeniem ramion. Jedynie sporadycznie rosyjscy oficerowie, zapewne żydowskiego pochodzenia, znali język niemiecki.

Niestety, ewangelickie Konsystorium, które uciekło z Wrocławia do Görlitz i tam się zdezorganizowało, nie udzieliło żadnych wskazówek co do tego, jak powinien się zachować pastor. Na pytanie o zawód nie potrafilismy odpowiedzieć po rosyjsku, stąd nie moglismy też zawiesić na pastorówce żadnego szyldu w tym języku. Oszczędziłoby to nam wielu nieporozumień. Po pierwszym rosyjskim żołnierzu, który przyszedł do naszego domu, przychodzili kolejni. Zawsze żądali zegarka albo „maszyny”, przez co rozumieli rower. W krótki czasie zdobyli w naszym domu cztery zegarki i trzy rowery. Jako, że przeszukiwali każdy pokój, trudno stwierdzić, ile sobie przywłaszczyli. W każdym razie, tego wieczora zginał również mój portfel trzymany w nocnej szafce, w którym było kilkaset marek. Jako, że moja żona i córka zamknęły się w pokoju, zostałem sam z uciążliwym zadaniem podejmowania zagranicznych gosci. Poczęstowałem ich kilkoma butelkami wina, które mi zostały, a także tytoniem. Czasami w pokoju przesiadywało dwudziestu palących, pijących i wrzeszczących mężczyzn. Jako, że zapas alkoholu uległ wyczerpaniu, sami przyniesli sobie flaszki wódki, zawartosć których opróżniali szklankami. Często sami żołnierze kłócili się ze sobą i bili. Niektórzy oficerowie przychodzili do pastorówki z tzw. „flint-babami”, nie siadali jednak z resztą kompanii, lecz szli do osobnego pokoju. Jako, że nie mogłem im wytłumaczyć, że jestem pastorem, mysleli, że jestem zwykłym włascicielem domu i nazywali mnie groŸnym dla rosyjskiego ucha słowem „kapitalista”. Dopiero pod wieczór ta wielka zgraja opusciła mnie nie czyniąc już więcej żadnych aktów przemocy wobec mnie. W innych domach swiętowanie tego pierwszego dnia rosyjskiego zwycięstwa nie przebiegło już tak nieszkodliwie.

W Przesiece pewien emerytowany urzędnik został zastrzelony przez młodego Rosjanina, bo nie chciał oddać swojego złotego zegarka.

Dopiero jednak robiło się strasznie, gdy zapadała ciemnosć. Jako, że elektrycznosć szwankowała już od tygodni, a w żaden inny sposób nie można było zapewnić oswietlenia, wies pogrążona była w ciemnosciach. Zwłaszcza w nocy zaczynały się przesladowania kobiet i dziewcząt. Trudno oszacować liczbę zgwałconych przez Rosjan kobiet, ale mogła być ona wysoka. Do póŸna w nocy słychać było rozdzierające wołania o pomoc gwałconych kobiet, którym nie można było przyjsć z pomocą. Okropieństwom tym sprzyjał nakaz, wedle którego domostwa miały być otwarte dzień i noc. Przerażeni mieszkańcy rzadko więc w ogóle wychodzili na ulicę. Kilka dni po najeŸdzie Rosjan pojawiły się rozkazy, by oddać wszelkie pozostawione w domach bagaże uchodŸców, a także samochody, motocykle, rowery, broń, maszyny do pisania oraz radioodbiorniki. Niezastosowanie się do tych rozporządzeń groziło poważnymi karami. Od tej pory bylismy odcięci od wszelkich informacji ze swiata, żyjąc jedynie krążącymi wokół pogłoskami. Zachowanie Rosjan wszędzie powodowało strach i przerażenie. Raz po raz, można było jednak odnaleŸć w nich dobre cechy, zwłaszcza, gdy wyjątkowo byli trzeŸwi. W stosunku do dzieci zawsze byli przyjaŸni, brali je na ręce i głaskali. Błagania głodujących kobiet też znajdowały u nich posłuch. Ze współczuciem rzucali im kawałek mięsa ze szlachtowanego masowo bydła.

Do życia koscielnego Rosjanie się nie mieszali. Bez przeszkód prowadzilismy nabożeństwa, na które przychodziło teraz więcej ludzi niż kiedykolwiek. Na pierwszej mszy po zajęciu wsi pojawiło się kilku rosyjskich oficerów, wysłanych zapewne na przeszpiegi. Zachowywali się jednak zupełnie spokojnie.

Pewnego ranka przyszło do mnie trzech oficerów, z których jeden znał niemiecki i poprosił, bym poszedł za nimi do koscioła. Poprosili, bym zagrał cos im na organach, co z przyjemnoscią uczyniłem. Podziękowali i pożegnali się usciskiem dłoni. Mimo tego, Rosjanie w swoim zachowaniu byli zawsze nieprzewidywalni.